Niektóre azjatyckie przepisy bywają naprawdę skomplikowane i czasochłonne. Zupa bun rieu zdecydowanie należy do takich dań. W Wietnamie ludzie zwykle nie podejmują się przygotowania takich trudnych rzeczy samemu, zazwyczaj mają swojego sprawdzonego ulicznego sprzedawcę wyspecjalizowanego w konkretnym daniu.
Przygotowując artykuł naukowy o jedzeniu trafiłem na opis badania ulicznych sprzedawców jedzenia w Hanoi. Badanie polegało na rozmowach ze sprzedawcami i zestawienia ich relacji z tym co przedstawiają wydawane na Zachodzie książki o wietnamskim jedzeniu ulicznym. Dokładne pytanie badawcze brzmiało "jak życie codzienne ulicznych sprzedawców jedzenia w Wietnamie jest (nie)reprezentowane w książkach o gotowaniu adresowanych do anglojęzycznego czytelnika".
Jednym z rozmówców była pani Trung wyspecjalizowana właśnie w przygotowywaniu bún riêu cua.
Trung i jej mąż sprzedają bún riêu cua od pięciu lat. Wcześniej, zanim została ulicznym sprzedawcą Trung przez dziewięć lat zajmowała się zbieraniem surowców wtórnych. Zaczęła pracować w mieście kiedy jak mówi:
Przyjechałam do Hanoi za kuzynem, żeby zarobić na utrzymanie swojej sześcioosobowej rodziny. Najpierw zbierałam surowce takie jak plastikowe butelki, metal, papier itp, ale ponieważ dźwigałam za dużo dorobiłam się poważnego bólu pleców i barku.
Obecnie ona i jej mąż używają roweru by przenosić wszystko co niezbędne do przygotowania ulicznego stoiska z jej bún riêu cua co zmniejsza fizyczny ciężar pracy. Trung nauczyła się robić bún riêu cua od ciotki w Hai Phong,
Po prostu obserwowałam ją i innych ludzi.
Przygotowanie dania zajmuje jednak wiele czasu:
Wstaję o 3 rano żeby zacząć przygotowywać kraby i gotować zupę. Mój mąż myje warzywa. Zwykle zajmuje nam to około 2 godzin. O 5 wychodzimy z domu i jesteśmy na miejscu o 5.30 gotowi do wydawania śniadań (...) Najbardziej zajęta jestem w czasie lunchu, od 10 do 1-2. Pora śniadaniowa może trwać od 6 rano do 9 wieczorem. Kiedy nie sprzedaję często robię się zmęczona i zasypiam ponieważ zawsze chce mi się spać. W międzyczasie ja i mój mąż myjemy naczynia. On zajmuje się także dostawą. Dostajemy mnóstwo telefonów od pacjentów z pobliskiego szpitala. Mówią że moje jedzenie jest smaczniejsze niż to ze szpitalnej stołówki (...) Zazwyczaj wracamy do domu około 4 po południu latem i 5-6 zimą. Ale po drodze do domu zaglądam jeszcze do różnych sklepów żeby kupić składniki na następny dzień. Kiedy dotrę już do domu myję naczynia, uzupełniam i poprawiam towar i robię inne przygotowania. Pracuję aż do 9 wieczorem, kiedy kładę się spać.Na własnej skórze przekonałem się że przygotowanie dania jest faktycznie bardzo czasochłonne. Już samo zgromadzenie wszystkich składników było nie lada wyzwaniem. Na szczęście w azjatyckim sklepie w Hali Gwardii mieli prawie wszystko co potrzeba poza kilkoma naprawdę egzotycznymi składnikami. Tak naprawdę to duża część tych składników jest opcjonalna, ale robią klimat. Jednak jeśli nie można ich dostać nie ma tragedii. Najbardziej podstawowy przepis jest tu http://gastronomyblog.com/2012/01/04/bun-rieu-recipe/ i ta lista składników to niezbędne minimum. Bardziej rozbudowane listy składników znalazłem na dwóch moich absolutnie ulubionych blogach o kuchni wietnamskiej http://www.theravenouscouple.com/2010/01/bun-rieu-cua-crab-noodle-soup.html i http://wanderingchopsticks.blogspot.com/2009/12/bun-rieu-cua-tom-oc-vietnamese-rice.html przy czym na tym ostatnim przedstawiona jest najbardziej wypasiona wersja i ją starałem się zrobić chociaż brakło mi do niej kwiatu bananowca (można czasem kupić) i wietnamskiej melisy, która ponoć daje bardzo fajny cytrynowy akcent, a której niestety nigdzie w Warszawie jeszcze nie widziałem.
W mojej wersji lista wygląda następująco:
- 6 odnóży kraba dobrze umytych z piasku
- 1/2 kilo kości wieprzowych na wywar
- kilka wietnamskich ślimaków morskich oc huong (dodatek opcjonalny)
- paczka tofu
- 2 jajka
- 4 pomidory
- duża łyżka przecieru pomidorowego
- pęczek dymki (białe części do wywaru, zielone do przybrania)
- 1 łyżka wietnamskiego sosu rybnego nuoc mam
- 2 łyżeczki soli
- paczka makaronu bun (są to cienkie ryżowe nitki, które trzeba ugotować zgodnie z przepisem na opakowaniu)
- puszka miesa z krabów z przyprawami
- 25 dkg mielonej chudej wieprzowiny
- 2 szalotki drobno posiekane
- 3 ząbki szosnku drobno posiekane
- łyżeczka cukru
- 2 łyżeczki mam ruoc, potwornie śmierdzącej wietnamskiej pasty ze sfermentowanych krewetek (bez obawy, finalnie ten aromat doskonale wpasuje się w danie)
- 2 łyżeczki sosu sriracha albo oryginalnego wietnamskiego sosu chili z czosnkiem Tuong ot toi albo sosu chii z trawą cytrynową tuong ot xa
- szpinak wodny rau muong (tylko łodygi)
- zioła takie jak: perilla tia to, mięta, kolendra
- wietnamska pasta ze sfermentowanych krewetek mam ruoc
- sos sriracha albo któryś z wietnamskich sosów chili
- cząstki cytryny lub limonki
Pierwszym krokiem jest przygotowanie mięsa z kraba. Oryginalnie stosowane do tej zupy słodkowodne kraby z pól ryżowych mają bardzo miękkie skorupy, więc gotuje je się w całości, następnie w całości mieli, odciska na sicie, uzyskany płyn miesza się z wywarem na zupę, a pozostałe na sicie mięso wykorzystuje się do zrobienia masy krabowej. W Polsce z tego co wiem takie kraby są niedostępne, można natomiast trafić na odnóża dużych morskich krabów, z których mięso trzeba dość mozolnie powyjmować.
Oczywiście można, i w większości przepisów jest to zalecane, stosować mięso w puszce, którym przypadkiem kj'/dysponowałem. Dysponowałem jednak również zamrożonymi odnóżami kraba, które połamałem młotkiem i pałeczkami wybrałem z nich tyle mięsa ile się dało. Wymieszałem to mięso w misce z mięsem kraba z puszki, mieloną wieprzowiną, posiekaną szalotką, jajkiem i przyprawami. Pozostałe skorupy zalałem wodą i gotowałem przez godzinę, a następnie odcedziłem uzyskany w ten sposób wywar.
Wcześniej przygotowałem wywar z kości wieprzowych, które najpierw obgotowałem (zalałem zimną wodą, doprowadziłem do wrzenia, pogotowałem pięć minut, po czym odlałem wodę i dobrze wypłukałem kości pod kranem), a potem zalałem osoloną lekko wodą i gotowałem przez kilka godzin na bardzo małym ogniu. Następnie wyrzuciłem kości i dolałem wywar z krabowych skorup. Przyprawiłem wywar do smaku sosem rybnym, sfermentowaną pastą krewetkową, przecierem pomidorowym i cukrem.
W międzyczasie usmażyłem na głębokim oleju pocięte w prostokąty tofu na jasnozłoty kolor, po czym każdy kawałek odsączyłem z oleju na papierowym ręczniku.
Pomidory sparzyłem wrzątkiem i obrałem ze skóry. Pociąłem w ósemki i razem z posiekanymi białymi częściami dymek wrzuciłem do gotującego się wywaru. Po ok 10 minutach, kiedy pomidory zaczęły się już trochę rozpadać, dorzuciłem usmażone tofu i podkręciłem ogień na maksimum. Kiedy zupa zaczęła mocno wrzeć wyłożyłem na nią cała mieszaninę krabową starając się żeby została w jednej warstwie na powierzchni gotującego się wywaru. Zmniejszyłem ogień i gotowałem do momentu kiedy masa całkowicie się ścięła. Przed podaniem trzeba ją rozdzielić na mniejsze fragmenty. Można też surową masę podzielić na małe kulki i ugotować w zupie.
Równolegle przygotowałem przybranie. Wszystkie dodatki dokładnie wypłukałem, a kiełki mung dodatkowo przelałem na sicie wrzątkiem a potem od razu lodowatą wodą. Zielone części dymki i kolendrę posiekałem dość grubo, Liście perilli lekko poszarpałem, a ogonki liściowe szpinaku wodnego rozdzieliłem ostrym nożem na drobne włókienka nie docinając do końca tak że zwinęły się w lodowatej wodzie w ozdobne palemki. W Wietnamie mają do tego specjalny przyrząd.
Pomidory sparzyłem wrzątkiem i obrałem ze skóry. Pociąłem w ósemki i razem z posiekanymi białymi częściami dymek wrzuciłem do gotującego się wywaru. Po ok 10 minutach, kiedy pomidory zaczęły się już trochę rozpadać, dorzuciłem usmażone tofu i podkręciłem ogień na maksimum. Kiedy zupa zaczęła mocno wrzeć wyłożyłem na nią cała mieszaninę krabową starając się żeby została w jednej warstwie na powierzchni gotującego się wywaru. Zmniejszyłem ogień i gotowałem do momentu kiedy masa całkowicie się ścięła. Przed podaniem trzeba ją rozdzielić na mniejsze fragmenty. Można też surową masę podzielić na małe kulki i ugotować w zupie.
Równolegle przygotowałem przybranie. Wszystkie dodatki dokładnie wypłukałem, a kiełki mung dodatkowo przelałem na sicie wrzątkiem a potem od razu lodowatą wodą. Zielone części dymki i kolendrę posiekałem dość grubo, Liście perilli lekko poszarpałem, a ogonki liściowe szpinaku wodnego rozdzieliłem ostrym nożem na drobne włókienka nie docinając do końca tak że zwinęły się w lodowatej wodzie w ozdobne palemki. W Wietnamie mają do tego specjalny przyrząd.
Ślimaki wystarczyło rozmrozić, bo były już ugotowane. Są dość twarde i bez smaku a ich cały wkład w danie to w zasadzie tylko tekstura. większe trzeba było pokroić w paski bo inaczej trzeba by je było długo żuć przed połknięciem.
Podając zupę wkłada się do miski porcję ugotowanego makaronu, na nim układa się mięso, ślimaki i tofu, wszystko zalewa gorącym bulionem. Przybranie można od razu ułożyć na daniu, ale zazwyczaj zieleninę podaje się w oddzielnym talerzu, z którego każdy bierze ile chce.
Podając zupę wkłada się do miski porcję ugotowanego makaronu, na nim układa się mięso, ślimaki i tofu, wszystko zalewa gorącym bulionem. Przybranie można od razu ułożyć na daniu, ale zazwyczaj zieleninę podaje się w oddzielnym talerzu, z którego każdy bierze ile chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz