Brukiew która przyleciała z Irlandii |
Zdecydowanie popieram trend polegający na jedzeniu sezonowych warzyw. Nie tylko dlatego, że tak jest modnie, ale dlatego, że naprawdę zimą odczuwam raczej skłonność ku korzeniom i niewielkie zainteresowanie liśćmi i owocami. Widocznie to naturalne. Kiedyś jednak ludzie byli w tym okresie na takie warzywa skazani, dziś to kwestia wyboru. Dlatego sporo korzeni niegdyś jadanych z konieczności, przestało być jadanych, gdy takiej konieczności już nie było, ponieważ kojarzyły się z brakiem wyboru jedzenia (a czasem nawet z brakiem jedzenia w ogóle). Klasycznym przykładem takiego warzywa jest brukiew, na samą wzmiankę o której mój ojciec przypomina sobie czasy okupacji. Ponieważ w Polsce było to doświadczenie zbiorowe brukiew zniknęła ze stołów i półek sklepowych do tego stopnia, że nie widuję jej nawet na ekologicznych bazarkach.
Swoją brukiew musiałem więc przywieźć z Irlandii, gdzie kupiłem ją normalnie w Lidlu. W krajach północnych jest to bowiem warzywo bardzo popularne. Robi się z niej głównie pure (z samej brukwi, albo zmieszanej z marchewką). Jest też obok wołowiny ziemniaków i cebuli kanonicznym składnikiem chronionej przez Komisję Europejską receptury Cornish pasty. Poza tym dodaje się ją tam gdzie pasują inne warzywa korzeniowe.
Ze względu na to skąd brukiew przyleciała postanowiłem dodać ją do typowo irlandzkiej potrawy. A cóż jest bardziej irlandzkiego niż irish stew. Wprawdzie oryginalnie ten gulasz składa się tylko z jagnięciny, cebuli i ziemniaków, a puryści uważają każdy dodatkowy składnik za profanację prawdziwego smaku. Może gdybym miał wyjątkowej jakości jagnięcinę, której naturalny smak chciałbym uwydatnić, to trzymałbym się tych zasad, jednak po pierwsze nie miałem żadnej jagnięciny, więc zamiast użyłem wołowiny, tak jak się to robi w Irlandii Północnej, skąd zresztą pochodzi brukiew, po drugie zaś już dawno się przekonałem, że ortodoksja w kuchni wcale nie musi oznaczać autentyczności.
Oryginalnie bowiem było to danie do którego szło wszystko co akurat było w domu, a więc ziemniaki dopiero od osiemnastego wieku, a wcześniej rodzime korzenie takie jak właśnie brukiew. W ogóle pochodzenie irish stew jest bardzo starożytne i wiąże się z przywiezieniem przez Celtów na wyspę przejętych od Greków kotłów z brązu, co miało miejsce jeszcze w epoce brązu.
- pól kilo wołowiny (użyłem karczku)
- duża cebula
- pół brukwi
- duży ziemniak
- jedna marchewka (użyłem białej, żeby nie wprowadzać elementu kolorystycznego;)
Dodatkowo kilka widoczków z Zielonej Wyspy, gdzie spędziliśmy parę dni, w tym Nowy Rok. Kolejno widać wiktoriański workhouse w Bawnboy (w takich miejscach w czasie wielkiego głodu trzymano biedotę, mężczyzn kobiety i dzieci oddzielnie), pola na granicy Republiki Irlandii i Irlandii Północnej, kościół i ruiny zamku Balfour w Lisnaskea (Irlandia Północna, tam w Lidlu kupiłem brukiew;), tęczę nad jeziorem Lough Erne, most w Belturbet, kościół Qivvy, w którym ma studio nagraniowe Brendan Perry z Dead Can Dance, kolejną tęczę i uliczkę w Belturbet.
Jadam rzepę praktycznie codziennie..na surowo lub robię na parze..uwielbiam to warzywo:)
OdpowiedzUsuńRzepa i brukiew to trochę co innego, ale smakują bardzo podobnie zwłaszcza po ugotowaniu.
Usuńmy tu w Irlandii na brukiew mówimy właśnie rzepa:)
Usuń..żółta rzepa
Bo Irlandczycy mówią na to turnip (albo yellow turnip), a po angielsku turnip to właśnie rzepa, brukiew to rutabaga albo swede. Same same but different;)
UsuńJeszcze nigdy nie jadłam brukwi. Będę o niej pamiętać i rozglądać się - może jednak można na nią u nas trafić.
OdpowiedzUsuńortodoksja w kuchni wcale nie musi oznaczać autentyczności - ładne i jakie prawdziwe, ja mam aż za dużą dowolność w traktowaniu przepisów ;)
OdpowiedzUsuńnie cornish pastry, a "cornish pasty". Pastry, to ciasto francuskie, a Pasty, to pierożek.
OdpowiedzUsuńDzięki, poprawione
Usuń