wtorek, 6 listopada 2012

Stambuł cz. II. Miasto



W pierwszej części kulinarnego opisu Stambułu napisałem o rybach i owocach morza, z których miasto jest znane. Jednak oczywiście podstawą oryginalnej kuchni tureckiej, wywodzącej się z jedzenia pasterzy z azjatyckich stepów jest mięso. Tyle, że tego mięsa jest w daniach zaskakująco mało w stosunku do tego do czego przyzwyczaili polscy sprzedawcy kebabów. W prawdziwych tureckich kebabach nie ma nawet połowy tej ilości baraniny czy kurczaka co w naszym przeciętnym "na cienkim, na ostro". Nie oznacza to oczywiście, że są gorsze. To by było bluźnierstwo. Zdecydowanie wygrywają techniką przyrządzenia mięsa oraz jakością i różnorodnością pieczywa i dodatków.
Oprócz najpopularniejszego wśród turystów znanego z Polski doner kebaba skrawanego z pionowego rożna, Turcy jadają także inne, z czego najpopularniejszy jest kebab z mielonego mięsa oblepionego wokół szerokiej szpady (w Stambule nazywany Adana kebab jeśli jest pikantny i Urfa kebab jeśli łagodny), oraz shish kebab, czyli szaszłyk z jagnięciny, wołowiny albo kurczaka. Jeśli podawany jest zawinięty w płaski chleb lavaş wtedy nazywa się dürüm. Chleby występują w wersji albo bardzo cienkiej, albo grubszej, spotyka się też kebab w bułce (ekmek).
Na zdjęciu shish kebab z jagnięciny z jednej z knajpek w uliczkach wokół Wielkiego Bazaru. Knajpka nazywa się Aynen Dürüm i jest polecana, zresztą tłumek, który czeka na miejsce przy stole też o tym świadczy. Dostaliśmy grubszy chleb z mięsem i sałatką z pomidorów i pietruszki. Resztę dodatków dobiera się z pojemników pośrodku stołu. Są tamo kiszone ogórki, grillowane długie ostre papryki i natka pietruszki. Oprócz tego na stole stoją inna przyprawy: małe ostre papryczki w marynacie, posypki (oregano, płatki chili i jakaś mieszanka po turecku baharat), sok z cytryny. Zestaw kebab plus ajran 9,5 tl.
Poniżej ciekawostka czyli kokoreç, nawijane na rożen i opiekane baranie jelita. Posiekane z grillowaną papryka i przyprawione chili i oregano wkłada się do bułki. Na pierwszym zdjęciu widać już posiekane mięso na blasze i podgrzewające się nad żarem bułki, na drugim opiekające się papryki i solidny kokon z jelit czekający na pocięcie. Bardzo tłuste i bardzo smaczne. 3,5 tl mała porcja 4 tl duża. Uliczka prowadząca do wieży Galata



A tu kolejny klasyk tureckiej kuchni czyli lahmacum, turecka pizza. Cienki placek ciasta chlebowego cienko posmarowany mielonym mięsem z cebulą i oregano. Podawany z sałatką i ajranem. 2,5 tl plus 1 tl za ajran. Heybeliada, jedna z Wysp Książęcych na Morzu Marmara, godzinę promem od Stambułu.



Coś dla wegetarian. W Turcji trudno o dania stricte wegetariańskie, dlatego çiğ köfte warto mieć na uwadze. Trzeba jednak mieć się również na baczności, gdyż tradycyjnie tę potrawę robi się z surowego mięsa mocno wymieszanego z drobną kaszką bulgur i przyprawami. My jednak trafialiaśmy wyłącznie na wersje wegetariańskie, polegające na tym, że bulgur wymieszany był z sosem pomidorowym, melasą z granatów dużą ilością chili i tyle zrozumiałem z tego co wyjaśniali mi, oczywiście po turecku i na migi kolejni sprzedawcy. Najczęściej rozsmarowuje się ją na cieniutkim jak papier chlebie, nakłada dużo pietruszki, sałaty i zielonej cebulki i zawija. Taki rolls kosztuje 2,5 tl. Podaje się ją także w takiej formie jak mięsną çiğ köfte, czyli podzieloną na porcje, które owija się w liść sałaty. Taka forma podania kosztuje 7 tl. Tutaj sklepik z çiğ köfte na drugiej, największej z Wysp Książęcych, Büyükadzie, w którym bardzo sympatyczny właściciel poczęstował nas jeszcze herbatą i słodyczami. W ogóle w Turcji mam wrażenie że trafia się albo na bardzo miłych ludzi albo na totalnych chamów;)




Kolejna fajna rzecz, którą można dostać na stambulskiej ulicy gdy robi się chłodnie- salep. Słodki, gorący napój o konsystencji rzadkiego budyniu. Zagęszczany proszkiem z bulw pewnego gatunku storczyków, podaje się posypany cynamonem.



Wszędzie uliczni handlarze sprzedają świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy (1 tl) i granatów (3 tl).



Kawa po turecku (od 3 do 5 tl) i absolutnie wszechobecna mocna herbata (od 0,75 do 1,5 tl). Przyjemnie jest kupić sobie herbatkę w bufecie w morskim autobusie i popijać sobie w czasie piętnastominutowej przeprawy na azjatycką stronę albo w jednej z tanich herbaciarni, które często znajdują się na cmentarzu przy meczecie, gdzie można też zapalić fajkę wodną. Sprzedawcy herbaty ustawiają swoje wózki w każdym większym parku czy skwerze gdzie przesiadują ludzie.



Do kawy oczywiście coś słodkiego, np lokum, czyli turkish delight, miękkie żelki o różnych smakach, obtoczone w cukrze pudrze, często wymieszana z orzechami pistacjowymi. Tutaj kupione na słynnym Bazarze Korzennym.




Na koniec trzy najbardziej znane stambulskie zabytki

Wnętrze Błękitnego Meczetu
Cysterna Bazyliki, wypełniona wodą, klimatycznie podświetlona
Hagia Sofia

4 komentarze:

  1. Cysterna chyba była najbardziej mistycznym miejscem dla mnie, ale wszystko co widziałam mnie zachwycało. Lokum - rachatłukum to specjał, który śnił mi się po nocach od wczesnego dzieciństwa i nadal nie potrafię mu się oprzeć ;) Kebabów jadłam niewiele, natomiast zażerałam się manti ;)
    A chamów w Turcji na szczęście nie spotkałam, jedynie niezwykle sympatycznych i życzliwych ludzi.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manti niestety nie zdążyłem spróbować. Pięć dni to jednak trochę za mało żeby ogarnąć tę obfitość kuchni

      Usuń
    2. Oj tak, to bogactwo smaków, aromatów i różnorodność dań może oszołomić :) Ja miłośniczką kebabu nie jestem i dlatego postawiłam na inne dania a to dało mi szansę poznać smak manti - gorąco polecam na przyszłość. Tak samo polecam gozleme. Ja w Stambule też byłam tylko 5 dni, ale potem poprawiłam tygodniem nad morzem ;)

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...