piątek, 31 sierpnia 2012

Tajskie szaszłyki z kurczaka na trawie cytrynowej




W Tajlandii, Wietnamie i Indonezji różne szaszłyki na trawie cytrynowej są bardzo popularne, w Polsce mniej bo trawa cytrynowa jest zazwyczaj droga. Okazuje się jednak że można ją hodować także w Polsce i sprzedawać w cenie 3 pln za pęczek. Tak to przynajmniej wygląda u wspomnianego już na blogu Pana Ziółko. Również u niego nabyłem buraka naciowego, znanego albo jako boćwina, albo pod jedną z wielu nazw zagranicznych (blitva, mangold, bietola), który posłużył jako warzywko do szaszłyków.



Składniki:
pierś z kurczaka drobno posiekana 75 deka
2-3 duże ząbki czosnku
kawałek imbiru albo lepiej galangalu długości pół kciuka
2 czerwone chili
po 2 łyżki posiekanej tajskiej bazylii i kolendry
2 łyżeczki drobno posiekanej trawy cytrynowej
2 drobno posiekane liście limonki kaffir
2 łyżki sosu rybnego
łyżeczka brązowego cukru
łyżka kurkumy
łyżeczka soku z cytryny
1 małe jajko
10 łodyżek trawy cytrynowej

Łodyżki trawy cytrynowej rozciąć wzdłuż na dwie połowy i każdą rozwałkować wałkiem żeby uwolnić aromaty.
Czosnek, chili i imbir posiekać i rozetrzeć na pastę. Wymieszać z mięsem i pozostałymi składnikami
Można ugotować mały kawałek w mikrofali żeby sprawdzić czy smak jest ok, ewentualnie doprawić.
podzielić na 20 równych porcji. Włożenie ich na jakiś czas do lodówki pozwala potem łatwiej formować mięso. Nasmarować dłonie olejem i każdą porcję mięsa okleić wokół łodygi trawy cytrynowej.
Można od razu kłaść na grillu albo o nagrzanego do 180 stopni piekarnika, ale jak gotowe szaszłyczki poleżą minimum pół godziny w lodówce to smaki lepiej się przejdą. Grillować po 10 minut z każdej strony. Można rozpuścić dwie łyżki brązowego cukru (miodu, melasy) w 3 łyżkach ciepłej wody i 3 łyżkach oleju i tą miksturą posmarować szaszłyki przed wstawieniem do piekarnika/grilla i potem z drugiej strony po obróceniu.
Do szaszłyków podałem kleisty ryż, sos Nước chấm do maczania (po jednej części soku z cytryny lub limonki, sosu rybnego i cukru oraz dwie lub mniej części wody) i jako warzywo boćwinę z woka (dobrze wypłukaną, osuszoną i pokrojoną na male kawałki wrzucam na woka gdzie na rozgrzanym oleju podsmażyłem dwa ząbki czosnku, dwie szalotki i kawałek imbiru,wszystko drobno posiekane. Kiedy boćwina przestała być surowa dorzucilem dwie posiekane dymki i kilka łyżek sosu ostrygowego i jeszcze chwilę potrzymałem na ogniu)




6 komentarzy:

  1. Tylko skąd brać w Pl kaffir???? A i z tajską bazylią problem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są w Kuchniach Świata mrożone liście kaffir, ja kupuję na bazarku przy hali Mirowskiej w Warszawie świeże i zamrażam sam, są też chyba w Piotrze i Pawle, ale drogie, zresztą to dodatek niekonieczny, aczkolwiek dobrze robiący. Natomiast tajską bazylię można sobie samemu uhodować, są nasiona normalnie do kupienia, ale ją tez kupuję na tym bazarku albo w wietnamskich halach na Marywilskiej

      Usuń
    2. No cóż, Warszawka robi swoje (przepraszam jeśli Warszawką uraziłam) na prowincji we Wrocławiu świeżej nie znalazłam, a po mrożony kaffir do Kuchni świata muszę sie wybrać

      Usuń
    3. Pierwszy raz słyszę żeby ktoś nazywał Wrocław prowincją;)A co do dostępności azjatyckich produktów w Warszawie to raczej nie zasługa wielkomiejskości, a raczej zamieszkiwania tu dużej wietnamskiej społeczności

      Usuń
    4. Prowincjonalność Wrocławia polega właśnie na tym, że są produkty niedostępne, mimo, że nabywcy by się znaleźli. Mimo to mimo korzeni Warszawskich nie zamieniłabym tych miast. A Wietnamczyków faktycznie nie mamy, za to Japończyków i Koreańczyków całkiem sporo. Muszę w końcu odwiedzić koreański sklepik o ile ciągle jeszcze funkcjonuje (tylko będzie problem z kupnem czegokolwiek bo podobno sprzedawcy nie mówią jednego słowa po polsku ;) )

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...