niedziela, 1 lipca 2012

Recenzja z Gazety na Chmielnej: Etniczne peryferia


Pierożki momo w Himalayamomo

Czas chyba wrzucić jedną z comiesięcznych recenzji z "Gazety na Chmielnej". Tu wersja ze strony gazety (z nie wiadomo dlaczego uciętym początkiem)

Etniczne peryferia
Poszukując alternatywy dla przemysłowego żywienia, dla opartych na powtarzalnej franczyzie sieciowych restauracji rzadko zastanawiamy się, co tak naprawdę nam nie odpowiada w tym nurcie gastronomii. Zarzuty, że to jest niezdrowe i niesmaczne łatwo obalić. Faktycznie odżywianie się tak samo za każdym razem smakującymi hamburgerami jakoś specjalnie zdrowe nie jest, ale też nie powoduje takiego spustoszenia w organizmie jak twierdzą radykalni przeciwnicy. Kwestia smaku zaś jest kwestią indywidualną i jak każdy gust w zasadzie nie powinna podlegać dyskusji.

Co tracimy?

Myślę, że w tym wszystkim dużo ważniejsze jest co innego. Tym co tracimy przede wszystkim w związku z coraz większą unifikacją i standaryzacją ważnej dziedziny życia jaką jest jedzenie, jest utrata ludzkiego pierwiastka. Jedzenie bowiem od zarania dziejów było dla ludzi nie tylko zaspokajaniem biologicznego głodu, ale także formą symbolicznej komunikacji. Poprzez przygotowywanie i wspólne spożywanie posiłków ludzie komunikowali sobie cały szereg emocji i więzi.Wspólny posiłek, jeśli nie codziennie, to przynajmniej raz na jakiś czas, jest wciąż jednym z ważniejszych elementów życia rodzinnego, romantyczna kolacja to element zalotów, uczty, uroczyste kolacje, potrawy świąteczne obrosły wręcz symboliką polityczną i religijną. Dotyczy to także jedzenia na mieście. Do historii odchodzą przybytki w rodzaju tradycyjnej czeskiej gospody, angielskiego pubu, francuskiej kawiarni czy włoskiej trattorii. Miejsc gdzie spotykali się stali bywalcy, z którymi właściciel znał się po imieniu. Zastępują je anonimowe przybytki stylizowane na te tradycyjne jednak bez tego co było w tej tradycji najważniejsze, kontaktu z drugim człowiekiem.

Nadciągają posiłki z Azji

To co w modernizującej się Europie jest coraz bardziej zatracane możemy jednak wciąż odnaleźć w innych kulturach, gdzie tradycje związane z kwestiami kulinarnymi nie uległy takim przekształceniom. W przypadku kultur Dalekiego Wschodu wynika to prawdopodobnie z dużo większej popularności jedzenia poza domem. Ogromne zagęszczenie w jakim żyją ludzie w tamtej części świata i względy bezpieczeństwa sprawiają, że większość mieszkańców wschodnioazjatyckich miast nie dysponuje własną kuchnią. Na dodatek nie jest to zjawisko nowe, więc już od setek lat ludzie wschodu zmuszeni są stołować się na mieście. Istnieje zatem długa tradycja takiego stylu życia i w przeciwieństwie do Zachodu, gdzie większość ludzi tradycyjnie żywiła się w domu, nadejście nowoczesnego stylu życia nie zburzyło całkowicie dawnych zwyczajów. To co w Polsce jest zmianą rewolucyjną w dalekiej Azji zmieniało się na drodze ewolucyjnej. Dlatego w ulicznym jedzeniu widać tam ciągłość i zakorzenienie, z czym wiążą się także więzi międzyludzkie.
To w jaki sposób Azjaci, zwłaszcza Wietnamczycy przenoszą te zwyczaje na nasz grunt mogłoby być tematem oddzielnego opracowania. Pamiętam kiedy pierwszy raz się z tym zetknąłem na Stadionie, w Alei Azjatyckich Barów, gdzie Wietnamczycy praktyczne odtworzyli fragment swojego kraju na polskiej ziemi, z całą egzotyką nie zawsze dla nas zrozumiałych relacji społecznych. Martwiłem się, że to skończy się wraz z końcem Bazaru Europa, ale na szczęście tak się nie stało.
Azjatyckie interesy gastronomiczne pojawiają się w całej Warszawie, a najfajniejsze i najbardziej autentyczne są te schowane nieco na uboczu, a czasem wręcz na peryferiach.

Przegląd ukrytych miejsc

W jednym z poprzednich felietonów opisałem Bubbelogy, punkt przy samej Chmielnej, gdzie serwowana jest mrożona herbata z kolorowymi kulkami smakowymi.Miejsce jest fajne, nie cofam mojej poprzedniej recenzji, ale znalazłem inny punkt, niedaleko, ale na uboczu, Bubble Tea Cup And Go w pawilonach przy Przeskok.Nie ma tam stylizacji prosto z Londynu i nie bywają tam warszawskie trendsetterki, ale za to lokal prowadzą prawdziwi Azjaci i nie wiem na czym to polega, ale nie traktują cię jak kolejnego klienta, którego zaraz wymarzą z pamięci. W każdym razie jak pojawiłem się tam po raz drugi to zostałem rozpoznany. Ujmuje mnie też ta nieformalna, rodzinna niemal atmosfera, mnóstwo skośnookich krewnych i znajomych królika, którzy tam się kręcą, gadają sobie z obsługą, nikt się nie spina, bo lokalik jest maleńki, czynsz ich pewnie nie ciśnie, więc poradzą sobie nawet przy małym ruchu. Po prostu lubię tam przychodzić, a bubble tea jest tak samo dobra jak przy Chmielnej a do tego jedną trzecią tańsza.
Innym miejscem o również azjatyckim charakterze jest mały lokalik Au Lac, wprawdzie adresowo przy samej Chmielnej, ale jeśli chodzi o klimat to też na uboczu, na tyłach świeżo wyremontowanego placyku w połowie drogi między Bracką a Nowym Światem, z dala od zgiełku głównego deptaku. Jedzenie to przyzwoity standard, bez żadnych specjalnych fajerwerków, ale Wietnamczycy naprawdę potrafią troszczyć się o klientów. Na przykład kiedy wypije się zieloną herbatę azjatyckim zwyczajem podchodzą i pytają czy dolać wrzątku (zieloną herbatę można zaparzać dwa razy). Oczywiście z uśmiechem, i to nie tym amerykańskim, wypracowanym przez specjalistów od marketingu.
Kolejny adres nieopodal Chmielnej choć na uboczu, to Samagi na Nowogrodzkiej róg Kruczej, lokal który zaczynał działalność w Alei na Stadionie, nie oferujący jednak kuchni Wietnamu, ale jeszcze bardziej egzotycznej Sri Lanki, gdzie można skosztować kottu, czyli posiekanych warzyw, mięsa i placka rotti usmażonych z aromatycznymi przyprawami z podawanym oddzielnie sosem curry albo całych rotti, tradycyjnych lankijskich naleśników wypełnionych różnymi farszami. Jeżeli oddalimy się trochę dalej od centrum odnajdziemy np bardzo sympatyczne prowadzone przez Nepalczyków Himalaya Momo na Pradze przy Ząbkowskiej, gdzie można skosztować rewelacyjnych pierożków momo oraz dań z Nepalu i Tybetu, albo również prowadzona przez Nepalczyków Chińska Pierogarnia na Saskiej Kępie na Niekłańskiej, oferująca zgodnie z nazwą rozmaite chińskie pierożki. Wszystko to są lokale maleńkie, schowane, ale autentyczne, egzotyczne, z przemiłą obsługą.
Naprawdę warto je wszystkie odwiedzić a jeszcze lepiej zostać stałym bywalcem.

Bubble Tea Cup And Go ul. Przeskok 2
Au Lac ul. Chmielna 10
Samagi ul. Nowogrodzka 15
Himalaya Momo ul. Ząbkowska 36/23

ToTu Chińska Pierogarnia ul. Niekłańska 33 lok. 11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...