Nerka wieprzowa usmażona na śniadanie przez Blooma, głównego bohatera "Ulissesa" Joyce'a ma w literaturze taki sam status jak magdalenki Prousta, czyli kultowy. Podawana jest zawsze w czasie święta Bloomsday, które co roku odbywa się w Dublinie.
Oczywiście od razu po przeczytaniu rzeczonego fragmentu (załączony na końcu wpisu) poleciałem sobie zrobić taką nerkę i oczywiście była niejadalna. Wyszukany smak delikatnie pachnącego moczu był ponad mój brak uprzedzeń. Nerka została pokrojona, kilka razy obgotowana po czym uduszona jako normalne warszawskie cynaderki.
To nie oznacza jednak, że nerki nie można usmażyć, tylko musi to być odpowiednia nerka.
W zasadzie nie narażając się na ekstremalne doznania smakowe, po krótkim obsmażeniu można jeść tylko nerki cielęce. We Francji są przysmakiem i z tego co wiem kosztują sporo. W Polsce w Kerfurze kosztuje złoty dwadzieścia dziewięć. Niestety rzadko bywają, dlatego kupuję zawsze jak tylko wpadną mi w oko.
Składniki:
-paczka nerek cielęcych
-trochę masła
-pęczek pietruszki
-ze dwa ząbki czosnku, jak kto lubi
-cytryna,sól, pieprz
Najlepsza i najprostsza jest obsmażona na maśle z czosnkiem i natką pietruszki. Żeby pozbawić nerkę resztek smaku sików trzeba ją przekroić, wyciąć biały tłuszcz ze środka i namoczyć przez godzinę w wodzie, a lepiej w mleku. Potem pokroić na mniejsze kawałki, rzucić na rozgrzane masło jak się zacznie rumienić dodać posiekany czosnek, jeszcze trochę podsmażyć a na koniec posolić, popieprzyć posypać natką pietruszki i skropić sokiem z cytryny. Podawać ze świeżą bagietą. Jak dla mnie to śniadanie mistrzów.
A tu trochę bardziej oryginalna wersja fjużyn z grzybami shitake, czerwonym chilli, szalotką i sosem ostrygowym.
Z ciekawostek kulinarno literackich.
A o to fragment dotyczący owej nerki.
Miał pan Leopold Bloom upodobanie do wewnętrznych organów bydła i drobiu. Lubił zawiesistą zupę z podróbek, orzechokształtne żołądki ptasie, nadziewane pieczone serca, płaty wątróbki podsmażane w tartej bułce, smażoną ikrę sztokfisza. A najbardziej lubił przypiekane nerki baranie, które napełniały jego podniebienie wyszukanym smakiem delikatnie pachnącego moczu.
Część dotycząca pana Blooma zaczyna się o poranku, kiedy po przebudzeniu zastanawia się nad śniadaniem. Między innymi, bo równocześnie myśli jeszcze o dziesiątkach innych rzeczy. To się w literaturze nazywa strumień świadomości. Ponieważ jest czwartek nie najlepszy dzień na nerkę baranią u Buckleya, stwierdza Lepiej nerkę wieprzową u Dlugacza. Ubiera się idzie dokonać zakupu. Chwila stresu u rzeźnika bo przed nim kupuje jakaś dziewczyna a Nerka sączyła krwawe krople na półmisek o chińskim wzorku: ostatnia. Udaje mu się ją jednak nabyć i z zawiniętą w gazetę udaje się do domu. W międzyczasie myśli o tysiącu rzeczach i przydarza mu się tysiąc drobnych wydarzeń i jest to detalicznie opisane. Kiedy wreszcie znalazł się z powrotem w kuchni postawił patelnię na rozżarzonych węglach i patrzył na kawałek masła, który ślizgał się i rozpuszczał. (...) rzucił nerkę na syczące płynne masło. Pieprz. Rozsypał go palcami, koliście, z wyszczerbionego kieliszka na jajka. Potem idzie zanieść śniadanie do łóżka swojej rozkapryszonej żonie, tysiąc przemyśleń po drodze. Budzi żonę, żona je śniadanie, coś tam sobie gadają, w pewnym momencie czuje swąd i przypomina sobie, że zostawił na ogniu nerkę. Gryzący dym buchał wściekle ze skraja patelni. Wsadziwszy zęby widelca pod nerkę, oderwał ją i przewrócił na grzbiet. Tylko trochę przypalona. Cisnął ją z patelni na talerz i skąpo polał brunatnym sosem. Teraz filiżanka herbaty. Usiadł, ukroił i posmarował masłem kawałek chleba. Odciął kawałek przypalonego mięsa i cisnął kotce. Potem wsunął do ust widelcem wielki kęs i żuł ze znawstwem sprężyste, smaczne mięso. W sam raz. Łyk herbaty. Potem zaczął odcinać kostki chleba, zamoczył jedną w sosie i włożył do ust Jedząc czyta list od kochanki, która właśnie pisze,o swoich piętnastych urodzinach (eee?)
Oczywiście od razu po przeczytaniu rzeczonego fragmentu (załączony na końcu wpisu) poleciałem sobie zrobić taką nerkę i oczywiście była niejadalna. Wyszukany smak delikatnie pachnącego moczu był ponad mój brak uprzedzeń. Nerka została pokrojona, kilka razy obgotowana po czym uduszona jako normalne warszawskie cynaderki.
To nie oznacza jednak, że nerki nie można usmażyć, tylko musi to być odpowiednia nerka.
W zasadzie nie narażając się na ekstremalne doznania smakowe, po krótkim obsmażeniu można jeść tylko nerki cielęce. We Francji są przysmakiem i z tego co wiem kosztują sporo. W Polsce w Kerfurze kosztuje złoty dwadzieścia dziewięć. Niestety rzadko bywają, dlatego kupuję zawsze jak tylko wpadną mi w oko.
Składniki:
-paczka nerek cielęcych
-trochę masła
-pęczek pietruszki
-ze dwa ząbki czosnku, jak kto lubi
-cytryna,sól, pieprz
Najlepsza i najprostsza jest obsmażona na maśle z czosnkiem i natką pietruszki. Żeby pozbawić nerkę resztek smaku sików trzeba ją przekroić, wyciąć biały tłuszcz ze środka i namoczyć przez godzinę w wodzie, a lepiej w mleku. Potem pokroić na mniejsze kawałki, rzucić na rozgrzane masło jak się zacznie rumienić dodać posiekany czosnek, jeszcze trochę podsmażyć a na koniec posolić, popieprzyć posypać natką pietruszki i skropić sokiem z cytryny. Podawać ze świeżą bagietą. Jak dla mnie to śniadanie mistrzów.
A tu trochę bardziej oryginalna wersja fjużyn z grzybami shitake, czerwonym chilli, szalotką i sosem ostrygowym.
Z ciekawostek kulinarno literackich.
A o to fragment dotyczący owej nerki.
Miał pan Leopold Bloom upodobanie do wewnętrznych organów bydła i drobiu. Lubił zawiesistą zupę z podróbek, orzechokształtne żołądki ptasie, nadziewane pieczone serca, płaty wątróbki podsmażane w tartej bułce, smażoną ikrę sztokfisza. A najbardziej lubił przypiekane nerki baranie, które napełniały jego podniebienie wyszukanym smakiem delikatnie pachnącego moczu.
Część dotycząca pana Blooma zaczyna się o poranku, kiedy po przebudzeniu zastanawia się nad śniadaniem. Między innymi, bo równocześnie myśli jeszcze o dziesiątkach innych rzeczy. To się w literaturze nazywa strumień świadomości. Ponieważ jest czwartek nie najlepszy dzień na nerkę baranią u Buckleya, stwierdza Lepiej nerkę wieprzową u Dlugacza. Ubiera się idzie dokonać zakupu. Chwila stresu u rzeźnika bo przed nim kupuje jakaś dziewczyna a Nerka sączyła krwawe krople na półmisek o chińskim wzorku: ostatnia. Udaje mu się ją jednak nabyć i z zawiniętą w gazetę udaje się do domu. W międzyczasie myśli o tysiącu rzeczach i przydarza mu się tysiąc drobnych wydarzeń i jest to detalicznie opisane. Kiedy wreszcie znalazł się z powrotem w kuchni postawił patelnię na rozżarzonych węglach i patrzył na kawałek masła, który ślizgał się i rozpuszczał. (...) rzucił nerkę na syczące płynne masło. Pieprz. Rozsypał go palcami, koliście, z wyszczerbionego kieliszka na jajka. Potem idzie zanieść śniadanie do łóżka swojej rozkapryszonej żonie, tysiąc przemyśleń po drodze. Budzi żonę, żona je śniadanie, coś tam sobie gadają, w pewnym momencie czuje swąd i przypomina sobie, że zostawił na ogniu nerkę. Gryzący dym buchał wściekle ze skraja patelni. Wsadziwszy zęby widelca pod nerkę, oderwał ją i przewrócił na grzbiet. Tylko trochę przypalona. Cisnął ją z patelni na talerz i skąpo polał brunatnym sosem. Teraz filiżanka herbaty. Usiadł, ukroił i posmarował masłem kawałek chleba. Odciął kawałek przypalonego mięsa i cisnął kotce. Potem wsunął do ust widelcem wielki kęs i żuł ze znawstwem sprężyste, smaczne mięso. W sam raz. Łyk herbaty. Potem zaczął odcinać kostki chleba, zamoczył jedną w sosie i włożył do ust Jedząc czyta list od kochanki, która właśnie pisze,o swoich piętnastych urodzinach (eee?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz